Z siodełka roweru

Siedemdziesiąt pięć kilometrów. Niby dużo, niby niedużo. Jak zawsze niesamowicie. Bo jak może być inaczej? Rozjeżdżone traktorami, przeorane głębokimi koleinami polne drogi, na których przeciętny samochód zgubiłby podwozie, wąskie leśne dukty i ścieżki. Wiatr na twarzy, słońce na ramionach, na łydkach błoto, a w zębach kurz, niesamowity zapach rzepaku, skoszonej trawy, lasu, odgłosy zwierząt. Rzeczy drobne, ale niedostępne dla ludzi pędzących po autostradach i ekspresówkach, w szczelnie zamkniętych klimatyzowanych puszkach za tysiące PLNów. Rzeczy dostępne tylko piechurom i rowerzystom właśnie.

Dla kierowcy krajobraz za oknem, to tylko ładny widoczek, dla mnie to coś namacalnego. Mnie nie ogranicza asfalt, ja mogę się zatrzymać, skręcić w byle polną dróżkę i już jestem, już zsiadam na górce, którą widziałem z daleka, a którą właśnie podjechałem i rozglądam się po okolicy. Dotykam, siadam, oddycham pełną piersią. Górka, nie obrazek za szybką, nie przesuwający się w oddali widoczek.

Kiedyś w autobusach w Lublinie były plakaty zachęcające do przesiadania się do komunikacji miejskiej. Było na nich hasło: Z okna autobusu możesz zobaczyć tęczę. Z okna samochodu tylko trzy kolory. PLakat był okraszony obrazkiem semafora ulicznego. Strasznie musiałem powstrzymywać mojego wewnętrznego wandala, bo upiornie korciło go dopisać na plakacie: A z siodełka roweru widzisz cały świat.

Kierowca w podróży samochodem ślizga się po życiu. Przemieszcza się z jednego punktu do drugiego, mija wszystko w pędzie, muska spojrzeniem i już go nie ma. Rowerzysta zagłębia się, jest bliżej. Jedzie i mija ojca, który wyszedł z dwójką małych dzieci na spacer. Rolnika jadącego z synem ciągnikiem na pole. Czy bardzo uprzejme panie w Chmielu, które pozwalają zbłąkanemu cykliście przejechać przez swoje podwórko do najbliższej drogi. Podwórko, którego zapach przypomina ci dzieciństwo, gdy na wakacje jechałeś do rodziny na wieś. Życie na wyciągnięcie ręki. Można stanąć, spojrzeć w oczy, pozdrowić, porozmawiać, pozastanawiać się jak im się wiedzie. Nie być tylko anonimową puszką pędzącą po szosie.

A potem ruszyć dalej, wśród pracujących na polach traktorów, szukać śladów przemijania, zniszczonych domów, starych chałup, opuszczonych zakładów aż proszących się o eksplorację w stylu urbex. Miejsc, gdzie życie już się skończyło. Dlaczego? Kto tam żył? Mieszkał? Kim był? Tysiące pytań, miliony możliwych odpowiedzi.

A gdy skończą się miejsca opuszczone znowu można wjechać w las, zatrzymać się, usiąść pod drzewem wsłuchując się odgłosy, chłonąc zapach sosen, badając palcami fakturę mchu. Przemyśleć to i owo, zajrzeć w siebie, zastanowić się jak napisać nienapisywalne, jak powiedzieć niewypowiadalne, jak przekazać słowem to co lęgnie się pod czaszką i dramatycznie szuka ujścia.

Tyle rzeczy, a to tylko siedemdziesiąt pięć kilometrów.

Z siodełka roweru widać cały świat. Po prostu…

 

https://www.endomondo.com/users/16705155/workouts/735548605

2 uwagi do wpisu “Z siodełka roweru

  1. Hej Paweł. Bardzo podoba mi się blog i zdjęcia. Słyszałem że wróciłes do trenowania to dobra decyzja bo masz talent który powinieneś rozwijać. Dołączam linka do moich zdjęć z Japonii. Pamiętam że zawsze interesowales się kulturą dalekiego wschodu. Pozdrawiam

  2. Dziękuję. Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale moje blogowanie jest strasznie rwane i nie zaglądam tu tak często jak powinienem. Zdjęcia z Japonii bardzo fajne. Chciałbym też tam kiedyś pojechać, ale to może jak już wygram w tego totka 😉

Dodaj komentarz